III Ogród Jordanowski

III Ogród Jordanowski  

02-034, Warszawa

Wawelska 3

Tel: (22) 825-14-44

facebook:   IIIOgrodJordanowski

 

 

 

oj3@eduwarszawa.pl sekretariat@ogrodjordanowski3.szkolnastrona.pl
Jesteś tutaj:
  1. Start
  2. Historia

Historia

Historia III Ogrodu Jordanowskiego

Autorką logo III Ogrodu Jordanowskiego  jest  Pani Krystyna Urbańska.

Lata 30-ste. Wychowankowie przed budynkiem Ogrodu Jordanowskiego

Najstarsze zachowane zdjęcie. 

Lata 40-ste. 

Lata 50-siąte. Mały niedzwiadek z ZOO także znalazł tutaj swój dom. 

Lata 60-siąte i legenda ogrodu -osiołek.

Lata 80-siąte. Lodowisko w Jordanku.

 

 

2006                                                                              2014                                                                

Historia

  Ogród Jordanowski powstał w 1928 roku na terenie zakupionym przez przemysłowca Raua. Stare kasztanowce, które znajdują się przed budynkiem zostały posadzone przez córki generała, Naczelnika Państwa Polskiego - Józefa Piłsudskiego, Wandę i Jagodę.
W 1929 roku powstała pierwsza najstarsza część budynku.
Ogród urządzono zgodnie z ideą doktora Henryka Jordana i na wzór Parku Jordana w Krakowie.

W czasie wojny była tu świetlica i noclegownia oraz odbywały się zajęcia dla dzieci. Po wojnie od 1 września 1945r. zorganizowano tu zajęcia pozaszkolne dla dzieci z działającą stołówką.

Jordankowi przyniósł sławę mieszkający tu osiołek -ulubieniec dzieci.

III Ogród Jordanowski do dziś prowadzi różne zajęcia pozaszkolne dostosowując się do oczekiwań dzieci i rodziców nie tylko z Ochoty. 

 Przez pewien czas atrakcją były też niedźwiadki brunatne.

Wspomnienia o "Jordanku"

Zapraszamy do przeczytania wspomnień z lat 1950-1960 

https://podlaskisenior.pl/na-wies-czesc-iii-pani-maruna/

Drodzy Państwo,
Pozwalam sobie przytoczyć moje wspomnienia i moich kolegów i koleżanek ze szkoły podstawowej 23 im Edwarda Szymańskiego. W załączeniu są również zdjęcia z lat 60-tych, które możecie państwo użyć  na swojej stronie. Piękne wspomnienia i zdjęcia - warto je zamieścić. Pozdrawiam, Krystyna Sader.
Olek - osioł mieszkający w pobliskim Jordanku był przez wielu z nas skrobany po uszach i wielu z nas wspomina go z rozrzewnieniem. Ciekawe skąd się wziął i co się z nim stało. Jakieś wspominki? Czy ktoś ma jego zdjęcie?
Krystyna Sader (Skoczylas)

To było kolo 2 0 przyjaciół przyrody. Takie sztuczne kolo miłośników przyrody.Był razem z nimi misiu bardzo krótko i sarenka, Basia, też krótko, ale Olek stał się symbolem przez długi czas ogrodu jordanowskiego nr 3. W ogóle ten ogród to już zabytek i żeby urzędasy miały ręce i głowy daleko od złych zamiarów,bo Skrę to chyba rozbiorą i postawią osiedle i ktoś weźmie niezłą kasę. Maciej Krispel

Olek jak go pamiętam był białym osiołkiem, który strzygł trawę w naszym Jordanku.Potulne było oślisko tak długo jak nikt mu nie dokuczał. Gdyby jednak zuchwalec miał złe zamiary i próbował być niedobry to nasz pupilek miał świetne zęby (pewnie wyostrzone na i tak krótkiej trawce) i potrafili dotkliwie użreć napastnika. Tym zachowaniem wyrobił sobie 100 procentowy respekt i nikt go nie napadał.Uwielbiał, kiedy przynosiłam mu marchewki i jabłka, może, dlatego od czasu do czasu zaszczycił mnie wspaniałym uśmiechem i przywilejem poskrobania pomiędzy uszami. Kochali go chyba wszyscy, zwłaszcza jego piękne, pełne wyrazu i spokojne oczy.
Krystyna Sader (Skoczylas)

Tak jak pamiętam Olka, siwy pełen spokoju a wokoło niego dzieciaki z mamami . Nawet wiem ze były artykuły w ekspresiaku o osiołku .Jak się wkurzę to pojadę zrobić zdjęcia i umieszczę na portalu od sali balowej po jadalnię .
Maciej Krispel

Też pamiętam tego osiołka. Niestety pamiętam także,że w ostatnim jego roku życia,był trzymany za siatką, z tyłu, w części działkowej, ponieważ jakieś"bestie" poprzypalały go papierosami. To było żałosne- myślę, że w tym mniej więcej czasie zaczęły się w Warszawie tworzyć jakieś młodzieżowe grupy chuligańskie (gitowcy). W tym ogródku były też organizowane "lata wmieście"- idealne rozwiązanie na okresy miedzy wyjazdami wakacyjnymi (ze stołówką).Nie wiem czy pamiętacie huśtawki i mini karuzele, a także górkę (śnieg zima bywał co roku). Był tam też stół do ping -ponga ,ale ciężko się było docisnąć natomiast osiołek był taki egzotyczny (dla mnie) i ufnie podchodził do każdego dając się głaskać. A kto pamięta te stare, ogromne kasztanowce?

Waldemar Napora

Ogródek Jordanowski z osiołkiem "Olkiem" - to jest właśnie ta poszukiwana przeze mnie tradycja pokoleniowa - miejscowa. No i sławna "górka",z której zjeżdżało się na sankach. Wtedy wydawała się taka wysoka, a teraz to malutki kopczyk. Od wielkiego święta wuefmen nas prowadzał na boisko w Jordanowskim kopać piłkę (na ziemi ubitej, a nie na asfalcie boiska szkolnego).Największą frajdą było unurzanie się w błocie - z lubością tarzaliśmy się w błocie,jeśli akurat takowe było, ofiarność piłkarzy nie znała granic. Karuzele i inne sprzęty służyły do różnych zabaw. Np. stojącą tzw. "piramidę" (zespawaną z rur stalowych i pomalowaną na kolorową konstrukcję) zamieniliśmy nawet na symboliczny czołg "Rudy".
Piotr Żochowski

Ja nie zapomnę zimowych zjazdów na "klipie" (nieistniejąca już, ale wówczas używana przez dzieci nazwa dla tornistra; o! tornister to rodzaj teczki z uszami do noszenia na plecach, tak jak plecak). Moja klipa była ze skóry więc jak ją pozdzierałam na lodzie to dostałam w skórę. Brat miał jeszcze tornister z tektury (pamiętacie je?!). Też go biegiem wydarł i w końcu rodzice kupili nam sanki - świetne urządzenie do ścigania brata pod górę, kiedy starsza siostra cieszyła się z przejażdżki.
Bardzo szkoda mi Olka, że tak mu się dostało :(((
Krystyna Sader (Skoczylas)

ARCHIWALIA

http://issuu.com/polemokotowskie/docs/kronika_1?mode=window&backgroundColor=#222222

http://issuu.com/polemokotowskie/docs/kronika2?mode=window&backgroundColor=#222222

Jordanek Wspomnienia

 Moje wspomnienia dotyczące Jordanka przy ul. Wawelskiej odnoszą się do lat 40-tych, które były czasem mojego dzieciństwa.

Mniej uporządkowany niż dziś, teren na południe od ul. Wawelskiej  obejmował  Ogródek Jordanowski, działki  i nieco zdziczałe okolice ciągnące się w kierunku pól Mokotowskich. Teren Jordanka był wówczas większy o szeroki pas odpowiadający jednemu pasowi ruchu obecnej Trasy Łazienkowskiej. Brama do Jordanka znajdowała się w północno-zachodnim rogu ogrodu i otwierała na wąską, w tym czasie brukowaną kocimi łbami i wysadzaną drzewami ulicę Wawelską. Od bramy, wzdłuż zachodniego ogrodzenia biegła  dość szeroka aleja w kierunku tego, co obecnie jest placem sportowym, a wcześniej zajęte było przez małe działki. Aleja ta była  mało uczęszczana,  pozbawiona twardej nawierzchni i porośnięta darnią, a drzewa i krzewy tworzyły nad nią zielony dach.

Ogródek Jordanowski był dla mnie i pozostał we wspomnieniach, rajskim ogrodem szczęśliwości. Prócz samego ogrodu  w  mojej najwcześniejszej  pamięci, z lat 1943-1944, pozostaje sam pawilon przedszkolny. Jest to  symboliczny element, ikona Jordanka - pachnący drzewem, żywicą i smołą domek ogrodnika, w typie drewnianego budownictwa podwarszawskich kurortów dwudziestolecia Otwocka i Świdra,  w stylu zw. Świdermajerem. Najbardziej wzrusza mnie dzisiaj wypłukana przez deszcze ściana zachodnia pawilonu z wielkimi przeszklonymi drzwiami sali głównej, które wprawdzie już się nie otwierają,  lecz  kilkoma schodkami (obecnie w przebudowie)  zstępują niejako do ogrodu. W tym rejonie znajdowała się dawniej dość prymitywna, drewniana toaleta. W latach 50-tych mieszkał w tym rejonie prawdziwy osioł.

 Moje wspomnienia zaczynają się w roku zapewne 1943 lub 44, kiedy przydzielona do grupy „kurczaczków” łykałam łzy, ponieważ moja starsza siostra bawiła się osobno, przydzielona  do grupy” zajączków”.

Jako bardzo małe dziecko nie rozumiałam wtedy okropności tamtych czasów, a jednak pewne sygnały tej rzeczywistości przeniknęły do mojej świadomości. Pewnego dnia, zapewne wiosną 44 roku, Jordanek otoczyła niemiecka żandarmeria. Brak dokumentów mógł w tej sytuacji spowodować aresztowanie, albo wywiezienie na roboty do Niemiec, czego oczywiśce nie rozumiałam. Byłyśmy wtedy z Mamą  na działkach, w południowej części Jordanka, niestety bez dokumentów.  Znajomej pani, która nam towarzyszyła, zaopatrzonej we własną kennkartę, udało się wylegitymować żandarmom, stojącym przy tej, wspomnianej wyżej, bramie, i dostarczyć nam dokumenty. Z tego wydarzenia pamiętam oczekiwanie i towarzyszący mu strach wobec coraz bardziej zbliżajacych się żandarmów i tę świadomą grę, którą nam ta sytuacja narzuciła – udawanie, ze beztrosko grzebiemy w ziemi.  Zrozumiałam grozę sytuacji i zapamiętałam na resztę życia, choć tym razem obyło się bez  tragedii. Gorzej było kilka miesięcy później ok. 12 sierpnia 1944,  w czasie Powstania Warszawskiego, gdy szliśmy Wawelską, wzdłuż płotu naszego Jordanka, pędzeni przez oddziały własowców na Zieleniak. Szcześliwie los oszczędził mi zbyt drastycznych scen i przeżyc i dzisiaj  czas ten wspominam jak przez mgłę.

Bardziej wyraziste jest dla mnie wspomnienie chwil szczęśliwych i słonecznych, a między innymi pewnego sniadania sprzed lat siedemdziesięciu, śniadania przy drewnianych malowanych na zielono stolikach, przy których piłam herbatę z mlekiem, t.zw. bawarkę o niepowtarzalnym smaku. Stoliki te stały pod kasztanami, z których cztery rosną nadal przed frontem przedszkola. Piąty, ścięty, wypuścił nowe pędy, dziś juz drzewa.

  Magdalena Borsuk-Białynicka,  Babcia Karola, Janki i Jagi  oraz ośmiorga strarszych wnuków,  wychowanków Jordanka 

 Warszawa, dn. 15 maja 2014r.

 

 Obchody 85 lat istnienia  III Ogrodu Jordanowskiego                                          

 

 

 Ogródek Jordanowski

Moje wspomnienia sięgają końca lat 80-tych XX-ego wieku. Wtedy to szukałam miejsca pomocnego w wychowywaniu moich dzieci. Długo szukałam i… znalazłam. Początkowo podeszłam do niego z pewnym sceptycyzmem, bo zauważyłam, wprawdzie nieduży i zakurzony, ale jednak – portret Lenina. (Po czerwcu 89 roku zniknął…) 

Na szczęście osoby prowadzące okazały się urocze i kompetentne, a atmosfera wychowawcza była wyśmienita. Pamiętam 2 panie (niestety nie pamiętam nazwisk), siostry rodzone. Jedna ciemna, dyrektorka, spokojna i stanowcza, a przy tym pełna uroku i pasji. Druga jasna, p. Ania, delikatna i subtelna, miała podejście do dzieci i świetnie prowadziła rytmikę. Pamiętam bal przebierańców, kiedy to z braku laku ubrałam Antka w elegancki garniturek w pepitkę (darowany przez znajomych), krawacik, koszula, okularki, teczuszka i identyfikator: PREZES Antoni Urmański spółka zoo (bardzo go to „zoo” intrygowało…). Weszliśmy lekko spóźnieni, a pani Ania z sobie właściwym wyczuciem zaanansowała: Pan Prezes przyszedł, możemy zaczynać. 

No i pan Janek… prowadził zajęcia ruchowe i dzieci go nie odstępowały na krok, a on woził je na oponie i wyprawiał różne hece, które one uwielbiały… Chodziły do Jordanka bardzo chętnie, wdrażając się stopniowo w obowiązki szkolne. Z jego uroków korzystał Staś, Antek i Franek. Gdy już wyrośli, chętnie wracali tam, żeby pograć w piłkę. Nic więc dziwnego, że jak zastanawialiśmy się 8 lat temu gdzie zorganizować spotkanie rodziny i przyjaciół z okazji 30-lecia naszego małżeństwa, to dzieci zgodnie zakrzyknęły, że w Jordanku. Było rzeczywiście super, ale w maju 2015 roku zaskoczyło nas kolejne wyzwanie: przyjęcie po wspólnych prymicjach Stasia i Franka i tu też nie było wątpliwości. Gdzie? W Jordanku!!! 

Udało się wyśmienicie. W załączeniu przesyłam kilka zdjęć. Ogromnie dziękuję w imieniu całej rodziny Urmańskich. 

Wanda Urmańska

 

    

NA GÓRĘ